Nowa książka dr Grzegorza Radłowskiego już w sprzedaży! „Ekonomia racjonalnych zachowań”
O rozmowach
„15 lat ze sobą pracujemy, biurko w biurko. I przez te 15 lat mówiliśmy do siebie. Dziś ze sobą porozmawialiśmy” – powiedział uczestnik warsztatu zespołowego, którego celem było stworzenie przestrzeni do rozmowy właśnie. Jak to możliwe? – mogą Państwo zapytać. Tyle czasu razem, obok siebie i potrzeba było warsztatów, by porozmawiać? I ja się wcale takiemu pytaniu nie dziwię.
Przecież mówimy. Codziennie zdecydowana większość z nas wypowiada słowa, dzięki którym sprzedajemy, motywujemy, przekonujemy do pomysłów w pracy. Mówimy, by podzielić się opinią na temat sytuacji w kraju. By opowiedzieć o planach świątecznych.
Tylko czy aby na pewno ze sobą rozmawiamy?
Ujawnię się z kawałkiem mojego świata. Od kiedy pamiętam, uwielbiam zaglądać w oświetlone okna i patrzeć, jak żyją ludzie. Przyłapuję się również na tym, że w sklepie, kawiarni, tramwaju, podczas spotkań rodzinnych i towarzyskich przysłuchuję się rozmowom. Nie po to, by dowiedzieć się szczegółów z czyjegoś życia. Słucham z ciekawością tego, JAK ludzie do siebie mówią.
W trakcie tych amatorskich badań terenowych (prowadzonych także na sobie) zadziwiło mnie, jak często słowa służą do przepływu informacji w przewidywalnym rytmie złożonym z zadawania pytań i udzielania odpowiedzi. Wymieniamy się czasem słowami, które zapełniają rozmowę niczym fast food żołądek. Puste kalorie wypełniają ciszę między nami, jednak nas samych i relacji nie odżywiają.
Jest taka scena w „Dniu Świra”, kiedy to Adam Miałczyński odwiedza swoją mamę. Na dzień dobry dostaje od niej talerz zupy pomidorowej. Siada przy stole i mówi, że zmęczony jest, nic go nie cieszy. Prawdopodobnie znają Państwo tę scenę, być może część z Was właśnie uśmiechnęła się na jej wspomnienie. Sięgnęłam do niej po raz kolejny podczas pisania tego tekstu. Wsłuchałam się w jej przebieg i zaskoczył mnie smutek, który pojawił się we mnie jako świadkowej nie-spotkania się dwóch osób. Mówiły do siebie, ale komunikaty do odbiorcy nie trafiały, leciały oddalonymi od siebie arteriami i mijały gdzieś w powietrzu, nad stołem kuchennym. Zerknęłam na komentarze pod filmem i znalazłam wśród nich taki: „Najbardziej przerażające jest to, że tak wygląda z 90% rozmów (…). Każdy mówi swoje i nie chce zrozumieć drugiej strony. Każdy zakłada swoją maskę i ucieka od prawdziwej bliskości”.
Przypomniałam sobie rozmowy, podczas których – podobnie jak Adam – czułam narastające rozdrażnienie i frustrację, gdy moja potrzeba bycia usłyszaną pozostawała niezaspokojona. Potrzebowałam sensu stojącego za pytaniami i odczucia, że moje odpowiedzi mają znaczenie.
Z drugiej strony, doświadczyłam – i zakładam, że Państwo również – rozmów bliskich, w atmosferze prawdziwego zainteresowania. Przychodzi mi na myśl rozmowa z przyjacielem, do którego zadzwoniłam po nieudanym spotkaniu w pracy. Na wstępie powiedziałam o swoim smutku, rozżaleniu. Zapytał, czego potrzebuję od niego i od tej rozmowy. Podczas 30 minut było miejsce dla mnie i moich emocji, jego podsumowania moich słów. Oraz ciszę. Pamiętam, że po zakończeniu czułam spokój i ulgę. Przyjaciel podziękował mi też, że zwróciłam się z takim tematem do niego. To go do mnie zbliżyło.
I właśnie o rozmowach, które zbliżają, będzie ten tekst.
Bo rozmowa ma dla mnie wymiar intymności. Jest rodzajem intencjonalnej wymiany, dialogu, który dzieje się w atmosferze skupienia, ciekawości i zaangażowania. Taka rozmowa odbywa się w zwolnieniu, a może nawet zatrzymaniu na sobie i drugiej osobie. Jakże to nieprzystające do czasów, w których wyróżniana jest sprawność, szybkość i efektywność, prawda?
Zaglądanie pod podszewkę, czyli o co chodzi
Czy pamiętają Państwo program „Szansa na sukces” i pytanie prowadzącego, Wojciecha Manna: „Jaką taśmę wybierasz – profesjonalną czy z linią melodyczną?”. Linia melodyczna stanowiła ułatwienie dla uczestnika/czki, była podpowiedzią, której w „naturalnych” warunkach nie słychać. Podobnie jest z rozmowami. Słyszymy linię słów, główną wypowiadaną melodię. To, co pod spodem, nie zawsze jest dla nas słyszalne. A chowa w sobie niewyrażone zdanie, emocje, zaspokojone lub nie potrzeby oraz prośby. Jeśli na przekazie wprost się zatrzymamy, możemy stracić cenne informacje o naszym/ej rozmówcy/czyni czy relacji.
Sięgnę tu do teorii Porozumienia bez Przemocy (ang. Nonviolent Communication, NVC), pewnego wzoru komunikacji międzyludzkiej stworzonego przez Marshalla B. Rosenberga, który pokazuje, jak wyrazić to, co dla nas ważne i dostrzec to, co ważne dla drugiego człowieka. Podstawą NVC jest uznanie, że jako ludzie mamy takie same potrzeby, tylko różne strategie ich zaspokajania. A także, że wszystko, co mówimy i robimy, wynika z próby zaspokojenia naszych potrzeb.
Gdy czuję zdenerwowanie, mogę mieć, załóżmy, potrzebę bliskości, a strategią na jej zaspokojenie będzie przytulenie się. Dla kogoś innego strategią na tę samą potrzebę będzie rozmowa. Dla innej osoby – ruch na świeżym powietrzu. To, co zdaniem Marshalla B. Rosenberga przeszkadza w porozumieniu, to koncentracja na strategiach, spieranie się o nie, zamiast sięganie do potrzeb i uczuć, które za strategią stoją.
Uczucia ukazują to, co w nas „żywe” w tej chwili czyli aktywne, odczuwalne. Nazywane potrzebowskazami pokazują, czy nasze potrzeby zostały zaspokojone, czy też nie. Co ważne, niezaspokojone potrzeby nie znikają. Jeśli więc, dajmy na to, moja potrzeba bezpieczeństwa będzie niezaspokojona, za towarzysza mogę mieć niepokój, lęk czy zdenerwowanie. I prawdopodobnie uczucia te pozostaną ze mną dopóty, dopóki nie zerknę, na jaką potrzebę wskazują i co mogę, w obszarze swojego wpływu zrobić, by na nią odpowiedzieć.
Usłyszałam ostatnio na spotkaniu od menedżerów, że ich pracownicy narzekają na kawę. Zastanowiliśmy się przez chwilę, o co ludziom może chodzić naprawdę, przyznając przed sobą, że prawie nigdy o kawę nie chodzi. Doszliśmy do hipotezy, że być może pracownicy odczuwają frustrację i żal, bo potrzebowali wzięcia pod uwagę ich zdania, gdy decydowano o liczbie dni pracy z biura. Menedżerowie postanowili przygotować się do rozmów, które uzasadnią powrót do biura w ustalonym zakresie.
To wciąż hipotezy, do sprawdzenia z zespołem. Pokazują jednak, że nasze potrzeby wyrażamy tak, jak potrafimy, czasem nie wprost, w sposób nieczytelny. Usłyszenie „linii melodycznej” pozwala nam poszukać i zrozumieć, co kryje się za komunikatem po to, by móc się do niego ustosunkować.
Pomocne pytanie:
Przypomnij sobie rozmowę, która była dla Ciebie ważna, szczególna:
- Jakie jakości były w niej obecne?
- W jaki sposób Ty się do tego przyczyniłeś/aś?
Na przekór porozumieniu, czyli jak nie rozmawiać
„Prawdziwy dialog może się wydarzyć wtedy, gdy wchodzę w rozmowę z otwartością na to, żeby mnie zmieniła” – powiedziała Miki Kashtan, trenerka i facylitatorka. Przyznam, że choć te słowa są dla mnie azymutem, nie zawsze udaje mi się wcielić je w życie. Jeśli i Państwu się to zdarza, spójrzmy razem w lustro i popatrzmy, co – być może – robimy w zamian i jakie na to „w zamian” jest antidotum.
Bariera: Tam i wtedy
Antidotum: Tu i Teraz
Ostatnio usłyszałam od jednej z uczestniczek szkolenia: „Kasia, żyję od weekendu do weekendu. A przecież po drodze wydarza się pięć dni, w których też jestem. A odczuwam je zupełnie tak, jakby działy się poza mną”. Znam też inne cykle: od urlopu do urlopu, od rana do po-pracy. Fizycznie jesteśmy w tym świecie „pomiędzy”, choć mentalnie i duchowo często nas w nim nie ma. Stojąc w korku, planujemy wieczór. Jedząc obiad, oglądamy serial. Na spacerze słuchamy podcastu. Nie inaczej bywa w rozmowach. Być może przypomnisz sobie, Drogi/a Czytelniku/czko rozmowę, w której człowiek siedzący naprzeciwko Ciebie opowiadał swoją historię, a Ty mentalnie byłeś/aś: w swojej historii analogicznej do jego, w ocenie rozmówcy, w dopowiadaniu interpretacji, przy planowaniu zakupów, na jutrzejszej prezentacji, czy na ciepłej plaży, którą miałeś/aś szczęście odwiedzić rok temu.
„Podstawową zasadą dialogu jest głębokie słuchanie, to znaczy respektowanie tego, co ktoś do nas mówi, nawet jeżeli się z tym nie zgadzamy”, powiedziała Małgorzata Braunek. Głębokie słuchanie czyli takie, w którym na moment udajemy się „do domu” naszego rozmówcy, w naszym pozostawiając własne doświadczenia i opinie. Słuchamy słów z tu i teraz, bez automatycznego nadawania im znaczenia. Dlaczego? Mamy tendencję do reagowania na znaczenia. Jeśli określę mojego rozmówcę jako „nudziarza”, na przykład, z taką etykietą będę go słuchać. Podobnie, jeśli rozmawiać będę z kimś, z kim miałam w przeszłości dobre doświadczenie. Bez świadomości tego, co w ciele i emocjach dzieje się obecnie, mogę „zaciągnąć” swoje znaczenia z przeszłości i nie dostrzec tego, że dziś są już nieaktualne.
Według Uniwersytetu Harvarda gubimy się w myślach średnio 47% czasu*. Obecność, wracanie do słuchania po tym, jak przyłapiemy się na błądzeniu w myślach są jak mięsień. Do wyćwiczenia. Może warto używać go, żeby po zakończonej rozmowie czuć, że naprawdę w niej byliśmy obecni.
Pomocne pytania:
- Jak się czuję w tej rozmowie teraz?
- O czym myślę teraz?
- Jak mój oddech oddycha się teraz?
Bariera: Wypytywanie
Antidotum: Pytania z miejsca ciekawości
W swoim portfolio szkoleń mamy doświadczenie rozwojowe oparte właściwie tylko na rozmowach, zwane spektaklem interaktywnym. Na czas szkolenia uczestnicy stają się widzo-aktorami. Mają możliwość wejścia w rolę głównej bohaterki i rozmowy z pozostałymi bohaterami spektaklu, m.in. ze swoimi podwładnymi, którzy, jak to w życiu, bywają zdemotywowani. Zagrałam w kilkudziesięciu spektaklach i w przeważającej części pytania ze strony menedżerów dotyczyły: statusu projektów, ilości zadań, deadlineów, a jeśli wsparcia, to w zadaniach. W zaledwie garstce rozmów pojawiły się pytania odnoszące się do pracownika jako osoby, jego/jej stanu emocjonalnego, sytuacji poza pracą.
W innym ćwiczeniu komunikacyjnym, w którym ludzie ze sobą rozmawiają w oparciu o trzy filary komunikacji: otwartość, ciekawość i odwagę, pytam ich, z czym było im najtrudniej: ujawnianiem siebie, zadawaniem pytań czy dawaniem informacji zwrotnej. Zastanawiamy się, skąd te trudności się biorą. Przy ciekawości sięgamy do czasów szkolnych, gdy zadawanie pytań wiązało się ze stygmatyzacją pod hasłem „prymus”. Wielokrotnie usłyszałam, że „jak zapytam, to ktoś pomyśli, że jestem wścibski/a”. Pewnie każdy/a z nas ma swój powód, by powstrzymać swą ciekawość.
Pytania o liczby, terminy, fakty bywają bezpieczne (pomijam sytuacje, w których ich określenie jest celem rozmowy). Nie ujawniamy siebie, a mimo to jesteśmy w rozmowie aktywni. Pytanie, czy budują zaufanie, a w rozmówcy/czyni myśl „on/a się mną interesuje”.
Antoine de Saint-Exupéry w „Małym Księciu”* opisuje nas dorosłych tak: „Dorośli lubią liczby. Kiedy już się im opowiada o nowym przyjacielu, nigdy nie pytają o rzeczy najważniejsze. Nigdy nie zastanawiają się: jaki jest ton jego głosu? Jakie są jego ulubione zabawy? Czy zbiera motyle? Pytają za to: Ile ma lat? Ilu ma braci? Ile zarabia jego ojciec? I dopiero wtedy mogą uznać, że wiedzą o nim wszystko”.
Antidotum jest zatrzymanie się na osobie, z którą rozmawiamy i na jej słowach z pytaniem: o co naprawdę chcę zapytać?, co mnie ciekawi?, jakie pytanie pozwoli mi lepiej go/ją poznać?
Pomocne pytania:
- O co naprawdę chcę zapytać?
- Czego chcę dowiedzieć się o osobie w związku z historią, jaką mi odpowiada?
- O co chcę zapytać, by ją/jego lepiej poznać?
Bariera: Wiem, rozumiem
Antidotum: Sprawdzanie i zaciekawienie
„Wiem, co czujesz”, „rozumiem” to słowa, które z pozoru przybliżają nas do innych. Rzadko kiedy, a może wręcz nigdy, nie jesteśmy jednak w stanie dokładnie odnaleźć się w świecie przeżyć drugiej osoby. Jeśli na przykład doświadczyliśmy niepokoju o przyszłość w związku z pandemią (w tym lęku, niepewności, potrzeby bezpieczeństwa), możemy przypuszczać, że rozumiemy uczucia kogoś, kto również taki niepokój przeżył i nam o nim opowiada. Wciąż będzie to jednak zgadywanie.
Czasem nasze własne doświadczenia w podobnej materii nie istnieją, a mimo to zakładamy, że wiemy, co przeżywa druga osoba. Opinia z pozycji „ja wiem” zamyka drzwi ciekawości i pokorze. Przyspiesza, nie daje wybrzmieć temu, co w niuansach doświadczeń.
Alternatywą jest sprawdzanie i zaciekawienie. Sprawdzanie, inaczej parafraza, dzięki której upewnimy się, że to, co zrozumieliśmy było tym, co chciał wyrazić rozmówca. Pomogą pytania: czy dobrze rozumiem, że…?, czy masz na myśli …? Prośba o parafrazę może wyjść od nas w słowach: „Powiedz proszę, jak mnie zrozumiałeś/aś?”. Bez parafrazy, rozmowa może być ciągiem interpretacji tego, co przed chwilą powiedzieliśmy i usłyszeliśmy.
Zaciekawienie w teorii Porozumienia bez Przemocy nazywane jest empatycznym wyczuwaniem. Empatycznie wyczuć, znaczy rozsiąść się w domu drugiej osoby, rozgościć się w jej opowieści. Empatyczne wyczuwanie jest w sprzeczności z mentalnym przetwarzaniem tego, co słyszymy. Czyli z opiniowaniem, dokańczaniem wypowiedzi, oceną: „no, przecież to oczywiste, jak on/a może tego nie widzieć”. Empatyczne wyczucie zakłada pytanie z miejsca niewiedzy – przypuszczam, że Twoja opowieść może być o tym, moją intencją jest pomóc Ci lepiej zrozumieć to, czego doświadczasz. Jeśli komunikacja ma prowadzić do zmiany, tą zmianą może być dojście do swojej potrzeby i – być może – strategii jej zaspokojenia. Stąd pytanie „Czy to jest tak, że czujesz…, bo potrzebujesz…?”. Może sięgnę do analogicznego własnego doświadczenia, które posłuży mi za punkt odniesienia dla potrzeb i emocji. Uznaję jednak doświadczenie drugiej osoby jako odrębne i w tej chwili najważniejsze.
Pomocne pytania:
- Czy możesz mi powiedzieć, jak mnie zrozumiałeś/aś?
- Jak się czujesz, kiedy słyszysz to, co powiedziałem/am?
- Czy dobrze rozumiem, że…?
- Zastanawiam się, czy czujesz… (np. złość), bo potrzebujesz… (np. docenienia)?
Bariera: Mała pojemność na czyjeś słowa
Antidotum: Przerywanie
W pobliżu mojego miejsca zamieszkania znajduje się warzywniak, prowadzi go sąsiad. Jako że lubię kontakt z ludźmi i cenię budowanie relacji w społeczności, przy okazji płacenia za zakupy przez jakiś czas zadawałam sąsiadowi pytania, z mojej perspektywy niezobowiązujące: co słychać, jak zdrowie. Sąsiad w odpowiedzi miał w zwyczaju mówić, zdawało mi się, bez końca. Zupełnie jakby cały dzień oszczędzał swe słowa na tę specjalną okazję spotkania ze mną. Prawdopodobnie potrzebował usłyszenia, uwzględnienia. Słuchałam, potakiwałam, czasem towarzyszyła mi ciekawość, czasem zniecierpliwienie lub znużenie. Któregoś razu złapałam się na tym, że omijam warzywniak z daleka, tłumacząc sobie, że przecież wszystko, co potrzebne, w domu mam.
Rękę niech podniesie ten, kto nigdy nie zadał pytania z uprzejmości, bo przecież wypada, z chęci usłyszenia odpowiedzi, pod warunkiem, że będzie ona zwięzła, zupełnie ignorując radę: „Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz znać odpowiedzi”. Zazwyczaj bardziej wprawieni odczują naszą intencję i zaspokoją nas krótką, zdawkową informacją. Znajdą się jednak tacy, którzy konwenansu w pytaniu nie odszyfrują, jak mój sąsiad na przykład. „Błędnie” założą, że my naprawdę chcemy wiedzieć, a oni – tak się złożyło – i czas mają, i chęci, by nam odpowiedzieć. Możemy wówczas wysłuchać opowieści do końca, po piątym zdaniu wzdychając od niechcenia, ot, dając delikatny sygnał, że nasz pociąg zainteresowania dawno odjechał. Albo więcej się z tą osobą nie spotkać. Albo sięgnąć po proste, choć niełatwe w stosowaniu narzędzie – przerywanie.
Cytowany przeze mnie już wcześniej Marshall B. Rosenberg zadawał uczestnikom swoich warsztatów pytanie: „Jeżeli wyrzucasz z siebie więcej słów, niż Twój rozmówca jest w stanie przyjąć, to wolisz, by wciąż udawał, że Ciebie słucha, czy żeby Ci przerwał?”*. Nie wiem, jak Państwo, ja wolałabym, by mi przerwano. Kiedy najlepiej przerwać? Marshall B. Rosenberg sugeruje: „Przerwij jedno słowo po tym, jak przestałeś/aś słuchać”. I wcale to nie oznacza, że ktoś mówi za dużo – to informacja o nas, że więcej słów w tym momencie nie przyjmiemy.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Uczeni jesteśmy, by słuchać nauczycieli nawet, jeśli nie nadążamy za treścią. By posłusznie potakiwać na spotkaniach. Z poszanowania autorytetu, grzeczności, bo jesteśmy mili. Wybór jednak mamy zawsze.
Czasem świadomie wybieram, by nie przerywać. Ale jeśli wybiorę przerwać, mogę to zrobić mówiąc na przykład: „Chciałabym w pełni usłyszeć twoją opowieść, a nie potrafię się teraz skoncentrować, bo jestem głową zupełnie gdzie indziej. Czy możemy przełożyć naszą rozmowę?”. Taki komunikat będzie wyrazem troski o siebie, o relację, o drugą osobę.
Jeśli zastanawiasz się nad przerwaniem rozmowy, zadaj sobie pytanie:
- Co wnosi ta rozmowa?
- Czego się o sobie dowiadujemy?
- Czy wciąż mam w sobie żywe zainteresowanie tym, co mówi rozmówca/czyni?
Porozumienie tworzy się w relacji ze sobą
Jeśli sensem rozmowy jest bliskość z drugą osobą, to na koniec warto dodać rzecz podstawową: taka bliskość zaczyna się od bliskości ze sobą.
Zbudować ją można m.in. dzięki auto-empatii. Przejawiać się może poprzez pytania: co czuję w ciele? Jakie emocje we mnie dominują? Czego w związku z tym potrzebuję? Co wybieram sobie dać teraz?
Intencją stojącą za tymi pytaniami jest uzyskanie jasności. Bo – jeśli nie wiem, o co mi chodzi – jak przekażę to drugiej osobie? Czasami odpowiedzi nie usłyszymy. Nie zawsze wiedzieć musimy, jak w szkole na wezwanie znać odpowiedź. Usilne szukanie tego, o co nam chodzi generuje dodatkowe napięcie. W takich sytuacjach pomaga świadomy oddech, który rozluźnia i daje sygnał: „jest okej tak, jak jest”.
Zdaję też sobie sprawę, że niekiedy wolimy nie wiedzieć. Nie miejsce tu na analizę przyczyn, z powodu których ludzie od uczuć się odwracają – wybierając działanie, wypierając je – ale ze swojego doświadczenia wiem, że czasem nie ma się w świadomości innej drogi, zbyt długo słyszało się jak mantrę słowa, które od uczuć odsuwały. „Nie cackaj się ze sobą”, „Nie przesadzaj, na pewno tak nie boli”, „Siedź cicho, poruszasz się na przerwie”. To tylko kilka zdań, które – powtarzane wielokrotnie – odkładają się jako jasny komunikat: „to, co czuję, jest niewłaściwe”. W konsekwencji, przestajemy wierzyć, że nasze uczucia mają znaczenie. One wciąż jednak są, więc obudowujemy się, by ich nie odczuwać. Auto-empatia jawi mi się jako lekarstwo zdolne rozpuścić pancerz, pod którym ukryta została wrażliwa struktura, gotowa nam sprzyjać sygnałami z ciała i emocjami.
Jak pewnie słusznie z tekstu Państwo wywnioskowali, jestem orędowniczką rozmów. Uważam i doświadczyłam, że jedna rozmowa może zmienić wiele. Wnieść relację na tory bliskości, albo relację niechcianą zakończyć. Jednocześnie, czasem wybieram zaniechanie lub nie wniesienie do rozmowy swojej perspektywy. Zauważyłam, że kiedy robię tak z miejsca wyboru, w komunikacji z ciałem i emocjami, wówczas nie pojawia się albo rzadziej się uaktywnia wewnętrzny krytyk, który brzmieć może na przykład: „stchórzyłaś”, „a taka mądra jesteś”. Dlaczego? Podejrzewam, że dzieje się tak dlatego, iż zaniechanie nastąpiło w porozumieniu ze sobą. Więc kto ma mieć o nie żal?
Lubię myśleć o auto-empatii w kontekście ładowania baterii. Rozmowa z miejsca rezerwy czy braku może odbywać się w atmosferze zniecierpliwienia. Kiedy bateria jest naładowana, mamy energię, by być przy innych w swobodzie, z zaangażowaniem.
Auto-empatia ma jeszcze jeden walor – niesie ze sobą komunikat: „nie jesteś sam/-a”. Ja ze sobą, troszczący/a się o siebie, pokazujący/a, że jestem dla siebie ważny/a. Takie oparcie w sobie przydaje się, bo rozmowa bywa dla nas ryzykiem – mówimy o sobie bez maski, z nadzieją, że ktoś nas przyjmie takimi, jakimi jesteśmy. Za tą nadzieją stać może lęk, że okaże się inaczej. Budując porozumienie ze sobą, tworzymy w sobie bezpieczne miejsce dla nas samych.
Pomocne pytania:
- Co czuję teraz?
- Czego potrzebuję teraz?
- Jaką mam prośbę do siebie teraz?
Prezent
Niedługo święta. Spotkania z osobami, z którymi być może mamy inaczej, różnimy się w perspektywach patrzenia na świat. Wymieniając się opiniami, toczyć możemy grę „kto wygra” – kto użyje mocniejszych argumentów, głośniej przemówi, by przekonać do swojej wizji świata. Taką nieśmiałą propozycję mam dla Państwa i dla siebie też – a gdyby spróbować inaczej? Słuchać tego, co pod podszewką, nie chwytać się wypowiedzianych słów. Może nie zgadzać z opinią, ale zaciekawić człowiekiem. Wykształcić takie ucho, które słyszy linię melodyczną. Zadawać sobie pytanie: O czym ważnym dla siebie on/a mówi? Być może po fakcie okaże się, że najlepszym prezentem, jaki mogliśmy sobie podarować, to chwila rozmowy, w której spotkaliśmy się ze sobą odrobinę bliżej.
- Andy Puddicombe: Wystarczy 10 świadomych minut https://www.ted.com/talks/andy_puddicombe_all_it_takes_is_10_mindful_minutes/up-next?language=pl#t-261626
- Antoine de Saint-Exupéry, „Mały Książę”, Algo 2005, s. 16
- Marshall B. Rosenberg, „W świecie porozumienia bez przemocy”, MiND, s. 46