Nowa książka dr Grzegorza Radłowskiego już w sprzedaży! „Ekonomia racjonalnych zachowań”
Superwizor potrzebny coachowi, czyli w trosce o klienta
Opowiada, opowiada… Mówi o bardzo trudnej sytuacji w rodzinie i o tym jak stara się z nią sobie poradzić. Twarz mieni się emocjami, głos faluje na skraju płaczu. Oczy szklą się coraz bardziej. Wiem o czym mówi. Znam to; zgadzam się z jej definicją tej sytuacji. Czuję jak zaciska mi się gardło na wspomnienie podobnych zdarzeń, pojawiają się obrazy z mojej przeszłości. Muszę włożyć wysiłek, by nie osunąć się w swoje minione doświadczenie. Całą siłą woli oddalam emocje związane z moją przeszłością. Ona jest moją coachee. Pracuję z nią, nad jej decyzją. Moją rolą jest mieć uwagę przy niej. Tak, muszę mieć kontakt ze sobą, wiedzieć co dzieje się ze mną, jednak to ona przyszła po pomoc. Sesja kończy się bardzo konstruktywnie: ona wychodzi mówiąc, że czuje ulgę i wie co zrobi przed kolejnym spotkaniem.
Do następnego dnia myślę o swojej przeszłości. Zauważam, że jestem cała w tych wspomnieniach. Muszę komuś opowiedzieć o swoim przeżyciu, muszę “odparować” emocje, uwolnić się od ciężaru. Bo jeśli tego nie zrobię to z takim “ładunkiem” pójdę do innego coachee i nie wiem czym to poskutkuje w relacji z nim. Mogłabym być myślami cały czas przy poprzedniej klientce i/lub przy swoich wspomnieniach. Mogłabym przeżywać emocje nieadekwatne do tego, o czym mówi aktualny klient. Mogłabym niejasno mówić, na skutek przeżywanych emocji. Czyli, podsumowując, mogłabym wyjść z roli coacha. To byłoby zauważone przez klienta, przełożyłoby się na proces coachingowy i nawet jeśli nieświadomie to zaraz skutkowałoby jego oporem. Tak, mam długą praktykę, duże doświadczenie, rozum wie jak powinnam się zachować, wiedza podpowiada mądre rzeczy. Jednak przede wszystkim jestem człowiekiem. Tylko i aż. Mam sporo przeżyć za sobą i swoje uczucia z nimi związane. To one stanowią o moim człowieczeństwie. Ale w empatii, bo o niej mowa, są granice. Właśnie jednej dotknęłam. Co robię? Umawiam się z moim superwizorem. To niezbędne by pracować w obszarze “pomocowym” a coaching ma w nim swoje miejsce.
Empatia u podstawy
Bez zdolności do współodczuwania coachem być nie można. Zmiana, która jest celem każdego coachingu opiera się na emocjach. One są warunkiem rzeczywistego dokonania zmiany. Coach jest skuteczny w swej pracy gdy potrafi pracować z uczuciami i emocjami klienta w odniesieniu do konkretnych zdarzeń, spraw. To znaczy, że je dostrzega, poddaje pytaniom: jak coachee je nazywa, jaką pełnią funkcję w jego życiu, co wspierają, a czego nie i jak ma być z nimi w przyszłości, gdy zmiana nastąpi. Tyle, że aby móc je zauważyć i poddać pracy u innej osoby trzeba mieć najpierw uważność na własne. Ci, którzy próbują się od nich dystansować i mówią, że tak zachowują neutralność – czynią szkodę samym sobie, a dalej swoim klientom. Uczucia tłumione gubią się w nieświadomości, emocje ulegają wyparciu. A wszystko to działa jak granat z opóźnionym zapłonem: nigdy nie wiadomo kto lub co “wyciągnie zawleczkę”. W naszej kulturze wciąż powszechne jest podejście, że bycie emocjonalnym to przejaw “gorszości”, braku profesjonalizmu. A w pracy zawodowej zaleca się oddzielanie emocji od rozsądku. Miarą dojrzałości określa się wciąż dystans do uczuć własnych i innych ludzi. Rzeczywiście, dojrzałość sprzyja konstruktywnym, adekwatnym zachowaniom. Tyle, że aby mogły się ujawniać, niezbędna jest samoświadomość: co przeżywam, jak to na mnie wpływa. Nadmiarowy, bardzo głośny śmiech w oficjalnej sytuacji; suchość w ustach i drżące kolana przed wystąpieniem publicznym albo poczucie “pustki w głowie” w trakcie trudnej rozmowy menedżerskiej to klasyczne przejawy emocji w określonych sytuacjach. Ale są i takie, których kontekst nie jest tak oczywisty. Np. irytacja coacha gdy coachee opowiada o wspaniałej relacji z własną matką lub smutek, gdy mówi on o bardzo śmiesznym zachowaniu swojego dziecka. Brak uważności na własne emocje może prowadzić coacha do fałszowania wniosków: “tak naprawdę co innego mnie zirytowało lub wywołało smutek, coś co nie ma związku z zachowaniem coachee”. Może rzeczywiście nie ma. Ale skoro reakcja w postaci emocji pojawia się wtedy kiedy coach prowadzi sesję i klient mówi, warto sprawdzić tę koincydencję.
Coach ma pełne prawo do przeżywania swoich emocji w relacji z klientem. Zdecydowanie dobrze, że głęboko odczuwa, gdy klient przeżywa. To podstawa dobrej relacji między nimi, opartej na empatii. Trzeba jednak uważać, by granic empatii w procesie coachingowym nie przekraczać. Poczucie pełnego porozumienia między coachem a coachee, wspólnota przekonań, wzajemne zaciekawienie mogą prowokować do przekroczenia granic kontraktu coachingowego. Jeśli coach np. godzi się na rozmowy z coachee o tzw. “wszystkim”, decyduje się na wspólny, prywatny wyjazd z coachee, przestaje myśleć o tym, że jako coach powinien towarzyszyć coachee w realizacji celu coachingowego, a nie w dowolnych aspektach życia to znaczy, że coaching zamienił się w relację towarzyską. Prędzej lub później, po stronie coachee zawsze pojawi się pytanie – czym ten coaching odróżnia się od innych rodzajów relacji? Jeśli dla coacha okaże się ono zaskoczeniem to znak, że brakuje mu wiedzy i/lub umiejętności by we właściwym momencie postawić granicę temu co jeszcze coachingiem jest.
Gdy emocje coachee zaskakują coacha
Bywa i tak, że wrażliwość coacha zostaje poddana próbie. Np. gdy coachee zachowa się wobec niego w sposób zaskakujący, a nawet “nieodpowiedni”. Na przykład coachee wyrazi wobec niego złość, która wydaje się coachowi nieadekwatna. Mogą się w nim wtedy uruchomić najróżniejsze reakcje emocjonalne: zdziwienie, lęk, złość i szereg innych. Pytanie – co wtedy? Marzeniem każdego coacha jest zachować się natychmiast w sposób właściwy. Ale co to znaczy? Idealnie byłoby przez chwilę nie reagować, w milczeniu, szybko skontaktować się z własnymi uczuciami i potem ze spokojem powiedzieć np.: gdy tak powiedziała/eś poczuła/em …. (np. zdziwienie, lęk, złość). Muszę się temu przyjrzeć, chętnie do tego wrócę ale potrzebuję to przemyśleć poza naszą sesją. Zgadzasz się na to, by porozmawiać o tym ponownie gdy przemyślę? W wydaniu optymalnym byłoby dobrze, aby po chwili coach wrócił uwagą do coachee i jego pracy podczas sesji. Tyle że zdarza się, iż własne uczucia coacha ujawniają się w chwili zaskoczenia na tyle mocno, że nie bardzo wie co się z nim dzieje a w jego głowie zaczyna toczyć się monolog np. w rodzaju: co on/a wygaduje??? nie chcę mieć z nią/nim do czynienia! Wcale nie dziwię się, że ma takie problemy z innymi ludźmi. Jeśli to na tym one polegają to rzeczywiście jest okropnym człowiekiem! Jednocześnie coach ma np. jakieś tlące się przeczucie, że to, jak wobec niego zachowuje się coachee przypomina mu coś z własnej przeszłości. I ku temu zaczyna ciążyć jego uwaga, oddalając się od osoby coachee. Tak też się zdarza. Do tego momentu jeszcze nie jest źle. Ale w tym miejscu przebiega istotna granica – jak dalej zachowa się coach. Stoi on przed “wyborem” między takimi rozwiązaniami:
- powściągnąć emocje wobec coachee; po zakończonej sesji wrócić do własnej rzeczywistości, a podczas kolejnej sesji udawać, że “nic się nie stało”. Prawdopodobny skutek? Stłumione emocje coacha będą podskórnie toczyć swój żywot i staną się odroczonym niebezpieczeństwem dla jego relacji z tym i/lub innymi coachees;
- ujawnić swoje emocje w reakcji na zachowanie coachee – spontanicznie, z mniejszym lub większym nasileniem – dezorganizując mniej lub bardziej przebieg sesji i prawdopodobnie wpływając na całą relację;
- udać się do superwizora, ale nie przedstawić rzetelnie zaistniałej na sesji sytuacji jako tematu do superwizji, bo może się “rozejdzie po kościach”. Skutek będzie taki sam jak w pierwszym wypadku;
- powściągnąć emocje wobec coachee i po sesji, możliwie szybko, udać się do superwizora by rzetelnie ujawnić te emocje i zachowania, które się coachowi uruchomiły wskutek zachowania coachee. To rozwiązania wydaje się dojrzałe i daje najwięcej szans na twórcze przepracowanie przez coacha własnej trudności w relacji z coachee.
Moc nieświadomości
W toku każdego procesu rozwojowego, w tym coachingu, uczą się obie strony: zarówno coachee, jak i coach. I każde nich uczy się przede wszystkim o sobie. To nie zawsze jest wygodne. O ile dyskomfort coachee w drodze do zmiany wydaje się wpisany w proces i oczywisty, o tyle podobne zjawisko w wydaniu coacha bywa zaskakujące. Głównie z powodu procesów nieświadomych, które dotyczą każdego człowieka, czyli coacha też. Niezbędna jest tu wiedza psychologiczna, jak w każdej profesji z obszaru pomocy ludziom. W toku relacji coachee – coach może wystąpić jeden z mechanizmów obronnych zwany przeniesieniem. Mówiąc w skrócie oznacza on, że uczucia jakie coachee przeżywał lub przeżywa do kogoś ze swojego otoczenia, a osobie tej nadaje jakieś znaczenie w procesie zmiany, przenosi na osobę coacha. Im mocniejsza i ważna dla coachee jest relacja z coachem, tym bardziej możliwe, że tak się stanie. Taka sytuacja może zresztą być bardzo twórczo wykorzystana. Coach może dzięki temu lepiej poczuć istotę problemu coachee i np. posłużyć informacją zwrotną o swoich doznaniach, które – być może – w jakimś stopniu reprezentują reakcje otoczenia coachee na jego osobę. Pod warunkiem, że coach rzeczywiście potrafi dawać prawdziwą informację zwrotną.
Natomiast coach, który nie ma wiedzy o procesach nieświadomych może się wówczas pogubić i nie rozumieć ani tego co przeżywa coachee i dlaczego tak się zachowuje, ani co przeżywa sam. Coach, jak każdy człowiek również może doświadczać – częściowo lub całkiem nieświadomie – konfliktów wewnętrznych i pod wpływem tego co mówi, robi coachee, mogą one zostać pobudzone. To może przejawić się w słowach i działaniach coacha wobec coachee. Wtedy mamy do czynienia z przeciwprzeniesieniem. Proces coachingowy zostaje w ten sposób zniekształcony. Na przykład: pod wpływem lęku, który się w coachu uruchomił wskutek irytacji coachee, będzie on postrzegał coachee jako osobę niezwykle podobną w stylu bycia do kogoś ze swojego otoczenia, kto był (lub dalej jest) dla coacha źródłem takiego uczucia. Podobne zjawisko może dotyczyć emocji o całkiem odmiennym charakterze. Np.: wobec opowieści coachee o tęsknocie za miłością w coachu obudzi się uczucie zakochania w coachee i zacznie postępować wiedziony tym stanem. Gdy coach nie spostrzega, nie wie, nie rozumie co nastąpiło, negatywne skutki dla jego relacji z coachee pojawią się szybko i zaburzą ją definitywnie. Co to oznacza po stronie coachee? Przede wszystkim naruszenie lub utratę poczucia bezpieczeństwa w relacji z coachem, czyli podstawy do pracy nad własną zmianą.
Jeśli coach, nawet nie mając wiedzy o procesach nieświadomych, rzetelnie przedstawi superwizorowi z czym się mierzy, a superwizor, mając tę wiedzę, podejmie właściwą interwencję, jest duża szansa by taka sytuacja była świetną nauką dla obu stron: coacha i coachee. Jednak wymaga to szczerości coacha w kontakcie z superwizorem i psychologicznego przygotowania superwizora. Taka interwencja powinna mieć na celu uświadomienie coachowi, że uległ mechanizmowi przeciwprzeniesienia. Coach powinien zrozumieć i uznać, że mimo, iż na poziomie świadomym nie chciał tego, to jednak tak się stało, bo mechanizm nieświadomy wziął górę. Jest wtedy potrzebne, by coach zrozumiał do kogo tak naprawdę są skierowane jego uczucia i zachowania, że coachee to tylko “pośrednik” dla jego nieświadomych dążeń.
Jakie ma być dalsze postępowanie coacha wobec coachee? Pokusą może stać się szczere wyjaśnienie wszystkiego przez coacha osobie coachee. Im bardziej odważny lub raczej eksperymentujący z odwagą coach, tym bardziej może chcieć tak zrobić. I tu pojawia się kolejna granica. Gdy coachee, dotąd czujący się bezpiecznie w relacji z coachem, nagle słyszy, że coach niejako stracił panowanie nad sobą, bo zawładnęły nim silne uczucia pod wpływem doświadczeń wniesionych przez coachee, może zacząć czuć winę, że to z jego powodu. Ponadto może uznać, że powinien jakoś “uratować” swojego coacha. A już na pewno powinien w dalszym toku procesu mieć się na baczności i ostrożniej ujawniać to, co przeżywa. Jak to się ma do otwartości, zaufania i bezpieczeństwa, czyli wartości dla coachingu niezbędnych? Gdy coachee ma wobec coacha poczucie winy, przeżywa naruszenie lub utratę poczucia bezpieczeństwa oraz myśli, że nie ma prawa “narażać” coacha na swoje silne doznania, hamuje swój proces coachingowy. A mówiąc językiem uczuć: czuje żal, rozczarowanie, może nawet niechęć do coacha, który sobie nie poradził, jest zdezorientowany.
Wydaje się, że wystarczy by coach, po uzgodnieniu z superwizorem, powiedział swemu coachee, że owszem, dał się ponieść pewnym emocjom pod wpływem zachowań coachee, jednak uświadomiwszy sobie to omówił tę sytuację ze swoim superwizorem. Warto by dodał, że całkowicie odpowiada za własne uczucia i reakcje, że w żadnym wypadku coachee nie jest temu winien. Oraz że właśnie dlatego pracując z ludźmi należy mieć swego superwizora. Byłoby też dowodem poszanowania dla coachee gdyby coach po prostu przeprosił za swoje zachowanie. Różnica między coachem a coachee jest bowiem taka, że to coachee przyszedł do coacha po pomoc, wierząc, że trafia do profesjonalisty.
Najważniejszym narzędziem w pracy coacha jest on sam
A groźny jest coach, który nie rozwija samoświadomości. Nawet jeśli zna mnóstwo ćwiczeń, technik i metod coachingowych. Kluczem do udanego procesu coachingowego jest relacja coach – coachee, to nieomal truizm. Mechanizmów obronnych, czyli procesów nieświadomych, jest wiele. Zawsze objawiają się w relacjach między ludźmi. Są nam potrzebne, bez nich w wielu wypadkach nie przetrwalibyśmy, pełnią funkcje adaptacyjne. Jednak gdy zmienia się kontekst, ich rola również może się zmieniać. Taką zmianą kontekstu jest każda kolejna relacja interpersonalna. To fascynujące ale też zagadkowe: co się wydarzy, co wniesie w nasze doświadczenie ta nowa osoba? Coachowie lubią, wręcz czują się zobowiązani do powtarzania, że każdy coachee to dla coacha szansa na kolejną naukę o sobie. Wspaniale jeśli naprawdę z niej korzystają. Rzecz w tym, że mimo rosnącego doświadczenia w roli coacha, samemu, wszystkiego w sobie nie widzi się. Opinia, interpretacja, emocja na własny temat bywa niepełna, nietrafiona. Dlaczego? Bo podświadomie bardzo chronimy swój wizerunek we własnych oczach. To ograniczenie, które prędzej czy później i tak się ujawni, pytanie tylko, ile strat w naszych coachees nastąpi po drodze. Dlatego superwizor jest nam coachom niezbędny.
Podręczny zestaw pomocowy dla coacha w kryzysie relacji z coachee:
- jeśli jako pierwsza w sytuacji kryzysu relacji z coachee pojawia ci się reakcja: co mam teraz ZROBIĆ WOBEC COACHEE? odsuń ją. Zanim zaczniesz cokolwiek robić dla coachee powinieneś zrobić coś dla siebie. Zadaj sobie pytania:
– co cię tak poruszyło w zachowaniu coachee? Nazwij jak najdokładniej: słowa, zachowania niewerbalne (głos, mimika, ruch, postawa ciała);
– z kim/czym one ci się skojarzyły? Odważnie określ, jakie twoje wspomnienia wywołały zachowania coachee. - pamiętaj, że nie jest wstydliwe to, że tak zareagowała/eś. To element samopoznania, poszerzania Twojego warsztatu. Groźne natomiast będzie, jeśli spróbujesz to zbagatelizować lub uznać, że sam/a na tym panujesz. Nie panujesz, skoro naruszyło twoją równowagę a w konsekwencji – relację z coachee.
- z odpowiedziami na powyższe pytania udaj się do superwizora. Jeśli jeszcze go nie masz, to koniecznie go znajdź. Zapytaj o możliwość superwizji w placówkach, które uczą coachingu lub ośrodkach psychoterapeutycznych. Zasady superwizji coachingowej i psychoterapeutycznej są bardzo podobne. Upewnij się, że superwizor, z którym będziesz pracować jest psychologiem. To nie może być twój dobry kolega lub koleżanka, życiowy partner/ka, czy ktoś z rodziny. Jedynie osoba bezstronna, niezwiązana z tobą blisko emocjonalnie, może spełnić to zadanie właściwie. Dopiero z nim możesz nabrać właściwego oglądu tego, co się wydarzyło w twojej relacji z coachem i jak powinnaś/powinieneś postąpić dalej.
Źródła:
1. Z. Milska-Wrzosińska „Psychoterapia indywidualna w poszukiwaniu zasad uniwersalnych czyli o nowym konserwatyzmie”
2. M. Łuczyńska A. Olech “Wprowadzenie do superwizji pracy socjalnej”
3. “Superwizja w psychoterapii poznawczo-behawioralnej” pod red. A. Popiel i E. Pragłowskiej